W ramach zakończonego przed kilkoma dniami Festiwalu OFF Camera w Krakowie widzowie obejrzeć mogli dwa obrazy zza południowej granicy - "After Party" i "Od marca do maja". I o tym drugim właśnie filmie oraz wrażeniach z seansu pokrótce poniżej.
![]() |
| Foto: Perfilm |
"Od marca do maja" nie dzieje się nic - od tych to słów rozpoczyna się, w nawiązaniu do tytułu filmu, jeden z komentarzy na stronie CSFD ("czesko-słowacki Filmweb"), to nic zaskakującego, bo w komentarzach na ogół panuje tam spory krytycyzm, ale właściwie to zdanie nieprawdziwe nie jest. Ujęłabym z niego jedynie negatywnego zabarwienia. Bo owszem dzieje się niewiele (na pewno nie nic), ale to w końcu nie kino akcji, a kino medytacyjne, kino katatoniczne, które także potrafi dostarczyć widzowi wrażeń.
To jeden z tych filmów, przy których, jeśli uda nam się z powodzeniem wskoczyć na tę wysyłaną do nas falę, można przyjemnie odpłynąć. Ale do tego potrzebne jest odpowiednie nastawienie i spokój, bez którego chyba nie sposób wytrzymać tych 90 minut. Dla widza akurat podczas seansu rozdrażnionego będzie to dzieło nie do wytrzymania. To film, podczas którego może przyjemnie stężeć twarz, który może wprowadzić w lekkie relaksujące odrętwienie, ale i zewnętrzne warunki muszą temu sprzyjać (no chyba, że ktoś już tak odpłynął, że lądu nie słyszy;) A te nie do końca sprzyjały, bo kiedy już udało mi się na chwilę dostroić, z fali strącał mnie raz po raz szelest kinowej wałówki, i tak - kinowa medytacja przegrała z landrynkami.
"Od marca do maja" to długometrażowy debiut słowackiego reżysera Martina Pavla Repky (ur.1995), o którym sam mówi: (...) to dla mnie bardzo osobisty film, inspirowany prawdziwymi wydarzeniami, które miały miejsce w mojej rodzinie, kiedy miałem jakieś 15 lat moja mama niespodziewanie zaszła w ciążę. Mimo obaw, pamiętam jak wszyscy bardzo szybko zaczęliśmy się cieszyć, że dołączy do nas kolejny członek rodziny*.
![]() |
| Foto: Perfilm |
![]() |
| Foto: Perfilm |
Brak nadmiernego dramatyzmu (chociaż mamy tu do czynienia z bardzo przykrą sytuacją) pozwala widzowi skupić się na nieśpiesznym tempie filmu, na bardziej sensualnych aniżeli intelektualnych wrażeniach.
Czy warto oglądać filmy, w których "nic się nie dzieje"? Warto, bo dobrze robią duszy i ciału, i jeśli tylko "Od marca do maja" będzie dostępny online z pewnością do niego powrócę, tym razem w domowym (koniecznie) zaciszu:)
*materiały prasowe



Brak komentarzy:
Prześlij komentarz