wtorek, 22 października 2024

Lásky v Istanbule (2024/SK)

Gdyby dodać turecki dubbing i polskiego lektora, widzowie w naszym kraju mogliby dać się zwieść i żyć w przekonaniu, że to produkcjach turecka (to przecież komplement, kto już kręci lepszą romantykę...!?;) Tyle że zamiast zwaśnionych rodów, tajemnic z przeszłości czy jakiejś nieszczęśnicy, mamy tu piękną drużynę na służbie Jej Królewskiej Mości (Słowacji), tfu, Miłości, a jeden z głównych bohaterów, zupełnie spokojnie mógłby zapraszać petentów do placówki, parafrazując klasyka: Jestem ambasadorem miłości, spotkajmy się w urzędzie przyjemności, nie ma tu kolejek, każdy jest numerem jeden ;) [1] 


Trzeba przyznać, że to produkcja dość oryginalna w formie i treści, nie znalazłam też informacji, jakoby miał to być słowacki remake jakiegoś zagranicznego dzieła - pewnie dlatego trzymają to tureckie złoto pod kluczem, serial można obejrzeć jedynie odpłatnie na platformie JOJ Play,  na razie nie emitowano go w telewizji.

Akcja toczy się w Turcji, w słowackim Konsulacie w Stambule, do którego przybywa na czas remontu Ambasady w Ankarze, nowy szef misji dyplomatycznej, Marian Skala (w tej roli bardzo na miejscu Marián Mitaš). Tamże co najmniej chłodno wita go Konsul Generalna Zuzana Mrázová (Lívia Bielovič), nazwisko zobowiązuje, a uchodząca za królową lodu dyplomatka okazuje się być byłą narzeczoną Ambasadora (jego nazwisko też zobowiązuje, to postać - opoka). 

Historia ich miłości, czy raczej próby odzyskania jej przez Ambasadora, stanowi wątek przewodni serialu i przewija się przez wszystkie 10 odcinków. Te z kolei, poświęcane są za każdym razem innej miłosnej sprawie, z tym, że nie zawsze chodzi o związki romantyczne, różne są to oblicza miłości. Wszystkie one jednak łączy Stambuł i słowaccy dyplomaci, którzy... no, dosłownie wszyscy łącznie z asystentką okazują się być ambasadorami miłości;)

Oprócz wspomnianej pary, w misji dyplomatycznej uczestniczy także Attaché kulturalny, który stanowi wyraźną przeciwwagę do ich poważnych charakterów. Jego nazwisko także zobowiązuje, Filip Svoboda (Daniel Žulčák) to postać, której głównym zajęciem zdaje się być rozluźnianie atmosfery w pracy, irytowanie asystentki, szoferowanie (robi to z dużą dawką dżentelmenerii, trzeba przyznać) oraz zapoznawanie tajemnic alkowy zapewne turystek (w innym wypadku turecka dyplomacja musiałaby wyrazić głębokie oburzenie;) Zarówno Attaché w parze (niedosłownej) ze wspomnianą asystentką (Jana Labajová) bardzo wpisują się w tureckie scenariuszowe trendy, podobnie jak i nienachalny humor, który bywa, jak na przykład w przypadku Ambasadora, dość oszczędny, o to i cenniejszy, i w bardzo tureckim stylu, oparty na mimice czy półsłówkach.

Serial przykuwa uwagę wszędobylskim pięknem. Tam, po prostu wszystko jest bardzo ładne: landszafty, meble, ludzie, outfity i biżuteria - detale dopracowane są w stylu tureckich produkcji (tematyka serialu dodatkowo wymaga słusznej dozy elegancji, jest więc to wszystko w pełni uzasadnione, a wręcz wymagane). Eksterier i interior są, mówiąc w skrócie, dofinansowane i przyjemnie się na to wszystko patrzy (chyba, że od symbolicznych klapek z futerkiem ktoś woli zgrzebną szatę).

Na uwagę zasługuje też fakt, że nawet do drugo czy trzecioplanowych ról zatrudniono porządnych aktorów, Anna Šišková w roli stereotypowej Matki Słowaczki Chrześcijanki w konfrontacji ze stereotypowym Ojcem Turkiem Muzułmaninem - bardzo udana kreacja.

Jest to pozycja, która w słowackim serialowym portfolio z pewnością się wyróżnia. Być może frywolna narracja powyższego tekstu sugeruje ironiczny stosunek autorki do tego tytułu, ale nic podobnego! "Lásky v Istanbule" szczerze mi się podobały, i z pewnością za jakiś czas obejrzę ponownie. Czy będzie drugi sezon? Inshallah!

[1] 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz