sobota, 7 października 2023

Wszystko co lubię/Všetko čo mám rád (1993/SK)

Nominowany do Oskara w kategorii Najlepszy Film Nieanglojęzyczny oraz nagrodzony na wielu festiwalach m.in. w Cottbus i Strasburgu, w 1993 roku obraz Wszystko co lubię stanowił zapowiedź tego, co Martin Šulík w słowackim kinie jeszcze dokona. Po 25 latach doczekał się cyfrowo odnowionej wersji.

Źródło: Garfield film

Akcja filmu trwa czterdzieści dni - to okres postu, który głównemu bohaterowi, Tomášowi, ma pomóc w oczyszczeniu umysłu i rozmyślaniach nad własnym życiem. Wiemy o nim niewiele. Jest rozwiedzionym katolikiem, nie ma pracy. Wiemy, że ma syna, którym według byłej żony, w ogóle się nie interesuje; i kochankę, Angielkę - Ann, która zachęca go do wspólnego wyjazdu do Londynu. Obecność w tym filmie angielskiej aktorki, Giny Bellman, miała dodatkową funkcję, miała podkreślać szanse, które otwierały się przed Słowakami na początku lat dziewięćdziesiątych, a tym przypadku szanse emigracyjne.

Charakterystyczny dla filmów Martina Šulíka jest podział filmu na mniej lub bardziej, ale zawsze powiązane ze sobą przyczynowo - skutkowo sekwencje, sztucznie od siebie oddzielane. Trzy z nich Wschód słońca, Malowanie w plenerzePejzaż z balonem pozostają poza strukturą narracji, a gdyby pozbawić ich i tak minimalnego ruchu, to byłyby to po prostu obrazy ukazujące piękno przyrody. Przy czym, co najważniejsze nie jest to przyroda dziewicza, ale w każdym z tych przypadków skażona jakimś wtworem cywilizacji.

W przypadku sceny Malowanie w plenerze mamy do czynienia z pewną przewrotnością scenarzystów. Sam pomysł pochodził od D’uro Johanidesa, któremu wydawało się niezwykle niesprawiedliwe, że ludzie, którzy całe życie zajmują się malowaniem (tyle, że pasów na ulicach) nie mieli jeszcze swojego wernisażu. Scena ta ma więc być oprócz ukazania skażonej ludzką ręką przyrody (oprócz robotników na drodze i w tle dymiącej fabryki na ekranie maluje się bardzo ładny pejzaż) także pewną formą oddanie hołdu tym ludziom.

Pozostałe sekwencje w filmie tworzą narracyjną całość, przy czym również w tej całości mamy do czynienia z pewnymi scenami, które nie mają większego znacznie dla rozwoju akcji, a jedynie mają za zadanie przemycić pewne treści - jak wskazuje sam tytuł, film tworzy wszystko to, co scenarzyści, Martin Šulík i Ondrej Šulaj, lubią. Stąd też pochodzą wszystkie nawiązania, m.in. do filmów Obrazy starego świata Dušana Hanáka i Fotografowanie mieszkańców domu Dušana Trančika, do filozofów, których poglądy mniej lub bardziej odpowiadały scenarzystom, czy wreszcie do wówczas najnowszej książki Rudolfa Slobody Krv, o której twórcy scenariusza stwierdzili, że nie mogą nie wspomnieć.

W części Post jesteśmy świadkami walki na dwóch płaszczyznach. Pierwsza toczy się na widzianej przez nas płaszczyźnie „walczących” ze sobą ciał, druga na płaszczyźnie mowy. Po jakimś czasie jednak, walka ta zaczyna przybierać jakiś ład, nabierać sensu, chaotyczne ruchy zamieniają się powoli w miłosne dotyki. Jeśli pierwsza sekwencja Wschód słońca mówi, że nie istnieje przyroda w „czystej postaci“, to druga zawiera w sobie informację, że nie istnieje „czysta“ kultura, bo „ciążą” na niej przekleństwa przyrody. Właściwie obydwie te sceny mają ten sam wydźwięk, tyle, że w pierwszej do natury wprowadzono element „sztuczności”, a w drugiej, do „sztucznego“ świata człowieka elementy natury. Coś, czego człowiek nie jest w stanie przezwyciężyć. Pojawia się spór między sercem a rozumem, w którego centrum znajduje się Tomáš.

Podobny konflikt obserwujemy także później, gdy dochodzi do spotkania Tomáša z Magdą, byłą żoną, podczas którego z antagonistów zamieniają się w kochanków. Nie na długo, bo kiedy zaczynają mówić - znów wchodzą w konflikt. A o tym, że konflikt kobieta – mężczyzna leży u podstaw istnienia świata i ma wymiar symboliczny mówi bezpośrednio, powołując się na Hegla i na swoją pracę Vzťah medzi mužom a ženou ako základné dialektocké protirečenie románu Rudolf Sloboda, w sekwencji Rozmowa z pisarzem.

Inny już wprawdzie, ale również konflikt, i to podwójny powstaje na płaszczyźnie ojciec – syn (Tomaš wystepuje w obu rolach). Z tym, że w żadnej z nich się nie odnajduje, bo zarówno jako syn jak i jako rodzic nie potrafi porozumieć się z otoczeniem. Ojciec Tomáša zajmuje pozycję moralizatora, który jednoznacznie osądza syna, jednak w chwili, w której chce pożyczyć od niego pieniądze na autobus, bo wszystkich pozbył się ostatniej nocy, staje się w swojej moralności komiczny.

Z kolei Tomáš jako ojciec nie potrafi porozumieć się ze swoim synem z żadnej sprawie, nie cieszy się żadnym autorytetem. Znacząca w tej kwestii jest jednak ostatnia scena filmu Zagraj mi coś, która daje nadzieję, że może do tego porozumienia kiedyś dojdzie. Po nieudanym koncercie (chłopak uczy się grać na wiolonczeli), obaj siedzą nad brzegiem jeziora. Ojciec prosi, by syn coś mu zagrał, ten nie wie co, więc Tomáš zaczyna nucić melodię. Fałszuje przy tym tak bardzo, że Andrej nie ma pojęcia, o co mu chodzi i po pewnym czasie zaczyna grać coś, co wydaje mu się przypominać melodię ojca. Ten po chwili dołącza do syna wyrzucając z siebie jakieś niezrozumiałe angielskie słowa. Powstaje duet, który nie jest ani rozmową, ani muzyką, ani odgłosem natury, ale właśnie w tym momencie obaj chyba po raz pierwszy odczuwają wzajemną bliskość.

Film rozpoczyna wschód, a zakańcza zachód słońca nas jeziorem, stanowiąc klamrę spajającą całą opowieść, jakby wszystko to wydarzyło się jednego dnia.

 


Źródło: Svet v pohyblivých obrazoch Martina Šulíka. Edited by Marian Brázda. 1. vyd. Bratislava: Slovenský filmový ústav, 2000.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz